- Inés, mogę cię prosić na sekundę? - Głos Pique rozbrzmiewał się po całym Camp Nou.
Zachciało się temu idiocie iść po wzmacniacz i mikrofon do naszej ''graciarni''. Ciągle słyszę Inés to, Inés tamto. Miałam odłożyć mój szkicownik i podejść do Gerarda, ale drogę zablokowali mi Fabregas i Messi. A ci czego chcą? Popatrzyłam na nich niczym kanibal, a durny Lionel się tylko zaśmiał.
- O co wam chodzi? - Byłam lekko podirytowana. No dobra, lekko to mało powiedziane. Nie dość, że Pique wiecznie mnie wykorzystuje jako pomoc społeczną, to jeszcze Cesc ciągle porusza brwiami jak osoba podniecona seksualnie, a Leo śmieje się jak głupi do sera. Dziękuję chłopcy.
- Ciągle wykonujesz polecenia tego debila - zaczął temat Cesc. - Nie łatwiej po prostu go olać? Przecież nie jesteś jego zabawką. Nie spotykacie się. Ba! Wy się nawet nie lubicie. Jakbyś mogła to w pierwszej lepszej chwili być go załatwiła na cacy, a ty po prostu robisz co on chce. To jest wykorzystywanie w pracy, wiesz?
- Po pierwsze, nie w pracy tylko na praktykach. Dla mnie to nie jest to samo co praca. Po drugie, to mam za dobre serce, żeby ulec. Nawet takiemu kretynowi staram się pomóc. Zdajecie sobie sprawę, że to tępi umysłowo najczęściej potrzebują pomocy?
Moje słowa zbiły ich z pantykułu. Pewnie nie spodziewali się czegoś takiego z mojej strony. Właściwie nikt by się nie spodziewał. Od dwóch tygodni jestem na praktykach, ale prawdę mówiąc to nie ma rąk i nóg. Studiuję kulturę Katalonii, a na praktykach siedzę sobie na Camp Nou ze szkicownikiem i robię co dusza zapragnie. Tito nie rozumie tego, ale nie zabrania mi siedzieć na stadionie, bo nie przeszkadzam nikomu. A teraz może zacznę od tego, dzięki komu mam takie cudowne praktyki.
Jednego z przepięknych dni na Ibizie spędzanych na uczelni odwiedził mnie nie kto inny jak Andreas Iniesta. Mój ukochany przyrodni brat. To on załatwił mi miejsce w oddziale na Ibizie, za co jestem mu dozgonnie wdzięczna. Przyleciał sobie do mnie niby tylko, żeby zaprosić na swój ślub z Aną, ale przy okazji zahaczył o uniwersytet, aby rozejrzeć się i dowiedzieć jak idzie mi nauka na przedostatnim roku studiów. Ale to nie wszystko! Dla osłodzenia wymyślił mi te praktyki. Poszedł do dziekana i z wyjechał z tekstem ''Wie pan, jestem piłkarzem F.C. Barcelony. A Barcelona znajduje się w Katalonii. A przecież moja kochana Inés studiuje kulturę Katalonii. Może dałoby się tak wpisać jej sześciotygodniowe praktyki na Camp Nou?'' No i po swojej wypowiedzi posunął pod nos dziekanowi czek na sporą sumę. Myślałam, że krew dojdzie mi do mózgu i umrę na miejscu. Korupcja?! Kochany Andreas i korupcja?! To jaką miałam minę... Bezcenne!
Jak się okazało po moim przyjeździe do Barcelony - nie miałam miejscu do noclegu. Tego to Iniesta nie przemyślał. Nie mogłam mieszkać u niego, bo Ana mnie nie znosi, a w dodatku mają małe dziecko, a ja w niańkę bawić się nie chciałam. Tak więc na sześć tygodni wylądowałam u Pique, któremu odwdzięczam się każdą najmniejszą przysługą. A co powiedział Cesc do tej nienawiści, to prawda. Jesteśmy jak pies z kotem. Po ostatnim życzeniu Hiszpana w ogóle nie mam chęci do niczego. Obudził mnie o trzeciej nad ranem z wymówką, że boli go głowa. Była pewna, że mam tabletki w torebce, ale sprytny Gerard je wyrzucił i musiałam zapierdalać do dyżurnej apteki.
- Co tym razem, Gerard? - Zapytałam z nienawiścią w głosie. Wiedziałam, że jego to tylko bawi. Byłam jego zabawką. Dobrze, że chociaż do seksu mnie nie zmuszał. To znaczy, nie żeby coś, ale ja w ogóle z nim nie mam zamiaru pójść do łóżka. Nimfoman. Pieprzyłby się z każdą po kolei, dobrze, że nie jestem łatwa.
- Kochana Inés. Wiesz jak ja cię kocham? - Zapytał z przesadzanym sarkazmem.
- Zapewne tak bardzo jak i ja ciebie... Mów o co chodzi, bo pierdolca dostanę.
Pique dał mi listę zakupów i co dziwne: swoją kartę kredytową i kluczyki do swojego pięknego porshe. Kazał mi zrobić tylko zapasy dla nas na co najmniej tydzień. Z jego żołądkiem... Matko, wydam fortunę! Patrząc ukradkiem na listę: dwanaście mrożonych pizz, dwadzieścia zup błyskawicznych. Ciekawa jestem jaką miałam minę. Bo zapewne to ona tak bardzo rozśmieszyła mojego dawcę dachu nad głową. Jeszcze tylko cztery tygodnie.
Minęły dwa dni. Dziś ślub Andreasa z tą wywłoką. Coś mnie bierze na samą myśl, że kolejną zachcianką Gerarda było pójście ze mną na ten ślub jako z osobą towarzyszącą. Przy okazji jako drużba od rana siedziałam z tym matołem nad ostatnimi poprawkami. Towarzystwa wiernie dotrzymywali nam Puyol, Villa i Dani Alves, a chwilę przed ceremonią zaślubin przyszedł Afellay ze swoją dziewczyną Esterellą. Bardzo polubiłam tą dziewczynę. Może ze względu na to, że była jedną z normalniejszych wagsów w Barcy.
- Pomóc ci w czymś? - Gerard wyparował z pytaniem. W dodatku tak słodko wyglądał. Ale ogarnij się Inés! To tylko Gerard.
- Chyba nie. Wydaje mi się, że wszystko udało się zrobić na czas - na czas ślubu i wesela wstrzymaliśmy stan wojenny, ale i tak byłam dla niego za miła... Z resztą tak jak on dla mnie.
- Chodźcie już! - Krzyknął Andreas. - Nawet nie wiecie jaki to przypał, gdy drużba się spóźnia.
Pierwszy taniec młodej pary był zniewalający. Przyglądałam się wszystkiemu do momentu, kiedy Ana wzięła mikrofon i poprosiła i taniec drużby. Moje serce zaczęło szybciej bić, a chłopaki z Barcy zaczęli się śmiać. Pique poczuł się urażony śmiechem kolegów, więc stojący obok niego Valdes oberwał po głowie.
Niestety nie mogliśmy odmówić, więc poszliśmy na parkiet i zaczęliśmy taniec do dość podejrzanie wolnej piosenki, której nigdy przedtem nie słyszałam. Kołysałam się z Hiszpanem w rytm muzyki. Trzymając głowę przy jego klatce piersiowej (bo to ramienia nie dosięgałam) czuła perfumy od Hugo Bossa. Pachniał niesamowicie, ale nie mogłam dać po sobie poznać zachwycenia. Może powiem, że cały Pique wyglądał niczego sobie w tym garniturze od Cavalliego.
- Nie mówiłem ci jeszcze tego dzisiaj... Właściwie nigdy ci tego nie mówiłem, ale wyglądasz przepięknie - wyszeptał mi do ucha Gerard. Byłam w niezłym szoku, a on dalej prawił mi komplementy Rozumiem jakby był pijany, ale przecież nie jest... Jeszcze. - Rano jak cię zobaczyłem... No dobra, każdego ranka, gdy widzę cię zaspaną w piżamie krzątającą się po kuchni, czuję się nadmiernie podniecony. Twoje ciało mnie wzywa!
- Nie wydaje mi się. Nie odczuwam podobnych komunikatów. Boże. Pique, ale teraz serio, pojebało cię? - Powiedziałam, kiedy skończyliśmy tańczyć.
- Czy wyglądam jak kretyn? - Spytał poważnie.
- Tak - odpowiedziałam. Jednak jakieś moce mną zaczęły kierować i pocałowałam go w policzek. Szczęście, że tylko tam i nikt nie widział, bo od razu poszłaby jakaś plotka. A tego nie chciałam, oj nie.
Było po pierwszej nad ranem, właśnie skończyły się oczepiny. Zabawa trwała w najlepsze, nikt nie siedział przy stole. Nawet babki i ciotki. Tak wygląda zabawa w Hiszpanii. Chociaż to dzięki alkoholowi. Chłopaki z drużyny to już całkiem byli nawaleni. Ledwie trzymali się na parkiecie, ale nie poddawali się i nie schodzili odpocząć. Najlepszym przykładem jest Messi, który po pierwszej godzinie był zalany, nie wspominając co dzieje się teraz.
Wyszłam na zewnątrz w celu przewietrzenia się i powdychania świeżego powietrza. Poszłam w kierunku plaży przy której stał dom weselny, ale w połowie drogi zatrzymał mnie Gerard. Jebało od niego dużą ilością wódki, jednakże widać po nim było, że wie co się dzieje. Jakoś się trzymał. Zachwiałam się, a on nawet zdążył mnie przytrzymać. Chyba byłam bardziej pijana od niego.
- Co tutaj robisz, chłopcze? - Zapytałam uwodzicielsko.
- Chodzę. A ty, kochanie?
- Skłamałabym mówiąc, że cię szukałam, ale nie skłamię mówiąc, że mam na ciebie ochotę, ogierze - powiedziałam to i wpiłam się ustami w jego.
Całowaliśmy się, a jego ręce szły pod moją sukienkę, która była w opłakanym stanie. Jedną dłonią zjechałam w dół aż do jego krocza i tam się zatrzymałam. Na moment przestaliśmy się całować. Pique rozejrzał się po okolicy i wymruczał mi do ucha:
- Chodźmy się kochać do pokoju dla gości. Tu nas mogą zauważyć.
Jak powiedział Geri, tak się stało. W mniej niż pięć w minut leżałam naga pod nim, a ten tylko mnie całował po piersiach. Potem schodził niżej i niżej, a ja myślałam, że zwariuję z podniecenia. Poprosiłam go grzecznie, żeby wrócił do poprzedniej pozycji i wtedy krzyknął ''No to dziki seks!'' i zaczęło się.
Najprzyjemniejsza noc w moim życiu... Pomijając fakt, że dzień później o niczym nie pamiętałam, ale jak obudziłam się naga, wtulona w Pique nie ciężko było się domyśleć. Boże, ale ja głupia. Dlaczego do tego dopuściłam?
Dopiero trzy miesiące od ślubu Andreasa. Z powrotem pojawiłam się w Barcelonie, ale tym razem na krótko. Zatrzymałam się u Esterelli i Ibrahima, którzy dowiedziawszy się o mojej przyczynie przyjazdu do Katalonii, szczerze mi współczuli.
- Co jeśli Gerard się nie zobowiąże? - Zapytał Ibi. Tego się bałam.
- Wtedy moje życie posypie się w gruzach i zostanę sama na lodzie, bo kto mnie przygarnie? Sama też nie dam rady! Moja mama i ojciec Andreasa mnie wyśmiali, mój ojciec nie żyje, a sam Andreas nie weźmie mnie do siebie przez Anę i dziecko.
- Boże, Ibi! - Esterella się zdenerwowała na swojego chłopaka. - Nie wydaje mi się, żeby Geri był taki głupi. Na pewno pomoże. Z resztą nie gdybajmy. Jedź do niego i wytłumacz całą sytuację.
- Taki mam zamiar - powiedziałam i wzięłam swoją torebkę. - Wrócę pewnie wieczorem.
- Nie chcesz może, żebym z tobą pojechała? - Upewniała się.
- Nie, ale dziękuję za dobre chęci. Poradzę sobie z tym wielkoludem.
Droga do mieszkania Pique zajęła mi ponad godzinę. Korki w Barcelonie... Dawno tego nie czułam i raczej nie tęskniłam za tym. Już prędzej za centrami handlowymi. A co do nich, to niedługo przydadzą mi się zakupy. Będę gruba w cholerę.
Nie powiem. Gerard był strasznie zaskoczony moją obecnością, ale z drugiej strony tak jakby się cieszył. Gerard cieszył się moim przyjazdem? Halo, tutaj Ziemia. To nie jest normalne, o nie!
- Cześć Inés. Co cię sprowadza do mnie? - Powiedział uśmiechnięty. - Tęskniłem za tobą! Chcesz coś do picia lub do jedzenia?
- Cześć... Nie dziękuję, ale ty przygotuj sobie jakieś zioła na uspokojenie, bo to co mam ci do powiedzenie wstrząśnie tobą jak i mną tydzień temu.
- Rozumiem, że to ważne? I jestem ciekaw dlaczego chcesz powiedzieć to właśnie mi, ale pewnie dowiem się w trakcie rozmowy. Usiądź w salonie, a ja zaraz wrócę.
Gerard zniknął za drzwiami do łazienki i chwilę potem wrócił. Czekał na to, aż opowiem o co mi chodzi i ciągle zadawał zbędne pytania. Ja się bałam mu powiedzieć wszystko wprost. Zdawałam sobie sprawę jak może zareagować, choć niekoniecznie. Mógł się zdenerwować, wybuchnąć agresją, załamać się lub przyjąć to spokojnie do siebie i zrobić co należy, czyli wziąć odpowiedzialność na swoje barki.
- Tamta noc na weselu Andreasa... Nie wiem dlaczego poszłam z tobą do łóżka, bo niczego nie pamiętam... Kochaliśmy się bez zabezpieczenia? - Pique przytaknął cicho. Chyba nawet domyślił się o co chodzi. - Przez resztę pobytu w Barcelonie nie zauważyłam niczego podejrzanego, bo nie wypadał mi okres... Dopiero na Ibizie zorientowałam się, że coś jest nie tak. Potem zaczęły się mdłości i czułam się jak na kacu. W głębi duszy wiedziałam, że coś jest nie tak, chociaż kiedyś też mi się tak okres spóźniał, a dolegliwości przypisałam do wirusa. Dwa tygodnie temu przepadł mi trzeci okres. Poszłam do lekarza zbadać czy może nie stało się coś. Na UZG wyszło, że jestem w trzecim miesiącu ciąży. Jestem w stu procentach pewna, że to twoje dziecko. Nie spałam z nikim od tamtej pory. Ani długo przed tym wydarzeniem. Przyjechałam do Barcelony, żeby powiedzieć ci to prosto w oczy. Wiesz, że Andreas mi nie pomoże. Zostaniesz ojcem. Chciałabym cię prosić o jakąkolwiek pomoc. Cokolwiek to będzie, będę wdzięczna. Sama nie dam rady wychować dziecka.
Do oczu Pique napłynęły łzy. Co dziwniejsze łzy szczęścia. Podszedł do mnie, mocno przytulił, pocałował co mnie zaskoczyło i obiecał, że będzie najlepszym ojcem na tym świecie. Zobowiązał się bez żadnych zbędnych pytań. Od razu poprosił, żebym z nim zamieszkała. Nie byłam do niego przekonana, bo tak naprawdę nie kochałam go z początku. Nauczyłam się go kochać dla naszego dziecka. Jak okazało się po porodzie - córki. Nazwaliśmy ją Maya Inés Pique. Niedługo po tym Gerard oświadczył mi się. Przyjęłam oświadczyny tylko ze względu na Mayę. Zajmowałam się naszą córką, kiedy on organizował kameralny ślub ze chrzcinami dla małej. Niesamowite uczucie. Być matką i żoną. A to tylko zasługa Iniesty i jego zabawy z korupcją.
Zachciało się temu idiocie iść po wzmacniacz i mikrofon do naszej ''graciarni''. Ciągle słyszę Inés to, Inés tamto. Miałam odłożyć mój szkicownik i podejść do Gerarda, ale drogę zablokowali mi Fabregas i Messi. A ci czego chcą? Popatrzyłam na nich niczym kanibal, a durny Lionel się tylko zaśmiał.
- O co wam chodzi? - Byłam lekko podirytowana. No dobra, lekko to mało powiedziane. Nie dość, że Pique wiecznie mnie wykorzystuje jako pomoc społeczną, to jeszcze Cesc ciągle porusza brwiami jak osoba podniecona seksualnie, a Leo śmieje się jak głupi do sera. Dziękuję chłopcy.
- Ciągle wykonujesz polecenia tego debila - zaczął temat Cesc. - Nie łatwiej po prostu go olać? Przecież nie jesteś jego zabawką. Nie spotykacie się. Ba! Wy się nawet nie lubicie. Jakbyś mogła to w pierwszej lepszej chwili być go załatwiła na cacy, a ty po prostu robisz co on chce. To jest wykorzystywanie w pracy, wiesz?
- Po pierwsze, nie w pracy tylko na praktykach. Dla mnie to nie jest to samo co praca. Po drugie, to mam za dobre serce, żeby ulec. Nawet takiemu kretynowi staram się pomóc. Zdajecie sobie sprawę, że to tępi umysłowo najczęściej potrzebują pomocy?
Moje słowa zbiły ich z pantykułu. Pewnie nie spodziewali się czegoś takiego z mojej strony. Właściwie nikt by się nie spodziewał. Od dwóch tygodni jestem na praktykach, ale prawdę mówiąc to nie ma rąk i nóg. Studiuję kulturę Katalonii, a na praktykach siedzę sobie na Camp Nou ze szkicownikiem i robię co dusza zapragnie. Tito nie rozumie tego, ale nie zabrania mi siedzieć na stadionie, bo nie przeszkadzam nikomu. A teraz może zacznę od tego, dzięki komu mam takie cudowne praktyki.
Jednego z przepięknych dni na Ibizie spędzanych na uczelni odwiedził mnie nie kto inny jak Andreas Iniesta. Mój ukochany przyrodni brat. To on załatwił mi miejsce w oddziale na Ibizie, za co jestem mu dozgonnie wdzięczna. Przyleciał sobie do mnie niby tylko, żeby zaprosić na swój ślub z Aną, ale przy okazji zahaczył o uniwersytet, aby rozejrzeć się i dowiedzieć jak idzie mi nauka na przedostatnim roku studiów. Ale to nie wszystko! Dla osłodzenia wymyślił mi te praktyki. Poszedł do dziekana i z wyjechał z tekstem ''Wie pan, jestem piłkarzem F.C. Barcelony. A Barcelona znajduje się w Katalonii. A przecież moja kochana Inés studiuje kulturę Katalonii. Może dałoby się tak wpisać jej sześciotygodniowe praktyki na Camp Nou?'' No i po swojej wypowiedzi posunął pod nos dziekanowi czek na sporą sumę. Myślałam, że krew dojdzie mi do mózgu i umrę na miejscu. Korupcja?! Kochany Andreas i korupcja?! To jaką miałam minę... Bezcenne!
Jak się okazało po moim przyjeździe do Barcelony - nie miałam miejscu do noclegu. Tego to Iniesta nie przemyślał. Nie mogłam mieszkać u niego, bo Ana mnie nie znosi, a w dodatku mają małe dziecko, a ja w niańkę bawić się nie chciałam. Tak więc na sześć tygodni wylądowałam u Pique, któremu odwdzięczam się każdą najmniejszą przysługą. A co powiedział Cesc do tej nienawiści, to prawda. Jesteśmy jak pies z kotem. Po ostatnim życzeniu Hiszpana w ogóle nie mam chęci do niczego. Obudził mnie o trzeciej nad ranem z wymówką, że boli go głowa. Była pewna, że mam tabletki w torebce, ale sprytny Gerard je wyrzucił i musiałam zapierdalać do dyżurnej apteki.
- Co tym razem, Gerard? - Zapytałam z nienawiścią w głosie. Wiedziałam, że jego to tylko bawi. Byłam jego zabawką. Dobrze, że chociaż do seksu mnie nie zmuszał. To znaczy, nie żeby coś, ale ja w ogóle z nim nie mam zamiaru pójść do łóżka. Nimfoman. Pieprzyłby się z każdą po kolei, dobrze, że nie jestem łatwa.
- Kochana Inés. Wiesz jak ja cię kocham? - Zapytał z przesadzanym sarkazmem.
- Zapewne tak bardzo jak i ja ciebie... Mów o co chodzi, bo pierdolca dostanę.
Pique dał mi listę zakupów i co dziwne: swoją kartę kredytową i kluczyki do swojego pięknego porshe. Kazał mi zrobić tylko zapasy dla nas na co najmniej tydzień. Z jego żołądkiem... Matko, wydam fortunę! Patrząc ukradkiem na listę: dwanaście mrożonych pizz, dwadzieścia zup błyskawicznych. Ciekawa jestem jaką miałam minę. Bo zapewne to ona tak bardzo rozśmieszyła mojego dawcę dachu nad głową. Jeszcze tylko cztery tygodnie.
~*~
Minęły dwa dni. Dziś ślub Andreasa z tą wywłoką. Coś mnie bierze na samą myśl, że kolejną zachcianką Gerarda było pójście ze mną na ten ślub jako z osobą towarzyszącą. Przy okazji jako drużba od rana siedziałam z tym matołem nad ostatnimi poprawkami. Towarzystwa wiernie dotrzymywali nam Puyol, Villa i Dani Alves, a chwilę przed ceremonią zaślubin przyszedł Afellay ze swoją dziewczyną Esterellą. Bardzo polubiłam tą dziewczynę. Może ze względu na to, że była jedną z normalniejszych wagsów w Barcy.
- Pomóc ci w czymś? - Gerard wyparował z pytaniem. W dodatku tak słodko wyglądał. Ale ogarnij się Inés! To tylko Gerard.
- Chyba nie. Wydaje mi się, że wszystko udało się zrobić na czas - na czas ślubu i wesela wstrzymaliśmy stan wojenny, ale i tak byłam dla niego za miła... Z resztą tak jak on dla mnie.
- Chodźcie już! - Krzyknął Andreas. - Nawet nie wiecie jaki to przypał, gdy drużba się spóźnia.
~*~
Pierwszy taniec młodej pary był zniewalający. Przyglądałam się wszystkiemu do momentu, kiedy Ana wzięła mikrofon i poprosiła i taniec drużby. Moje serce zaczęło szybciej bić, a chłopaki z Barcy zaczęli się śmiać. Pique poczuł się urażony śmiechem kolegów, więc stojący obok niego Valdes oberwał po głowie.
Niestety nie mogliśmy odmówić, więc poszliśmy na parkiet i zaczęliśmy taniec do dość podejrzanie wolnej piosenki, której nigdy przedtem nie słyszałam. Kołysałam się z Hiszpanem w rytm muzyki. Trzymając głowę przy jego klatce piersiowej (bo to ramienia nie dosięgałam) czuła perfumy od Hugo Bossa. Pachniał niesamowicie, ale nie mogłam dać po sobie poznać zachwycenia. Może powiem, że cały Pique wyglądał niczego sobie w tym garniturze od Cavalliego.
- Nie mówiłem ci jeszcze tego dzisiaj... Właściwie nigdy ci tego nie mówiłem, ale wyglądasz przepięknie - wyszeptał mi do ucha Gerard. Byłam w niezłym szoku, a on dalej prawił mi komplementy Rozumiem jakby był pijany, ale przecież nie jest... Jeszcze. - Rano jak cię zobaczyłem... No dobra, każdego ranka, gdy widzę cię zaspaną w piżamie krzątającą się po kuchni, czuję się nadmiernie podniecony. Twoje ciało mnie wzywa!
- Nie wydaje mi się. Nie odczuwam podobnych komunikatów. Boże. Pique, ale teraz serio, pojebało cię? - Powiedziałam, kiedy skończyliśmy tańczyć.
- Czy wyglądam jak kretyn? - Spytał poważnie.
- Tak - odpowiedziałam. Jednak jakieś moce mną zaczęły kierować i pocałowałam go w policzek. Szczęście, że tylko tam i nikt nie widział, bo od razu poszłaby jakaś plotka. A tego nie chciałam, oj nie.
Było po pierwszej nad ranem, właśnie skończyły się oczepiny. Zabawa trwała w najlepsze, nikt nie siedział przy stole. Nawet babki i ciotki. Tak wygląda zabawa w Hiszpanii. Chociaż to dzięki alkoholowi. Chłopaki z drużyny to już całkiem byli nawaleni. Ledwie trzymali się na parkiecie, ale nie poddawali się i nie schodzili odpocząć. Najlepszym przykładem jest Messi, który po pierwszej godzinie był zalany, nie wspominając co dzieje się teraz.
Wyszłam na zewnątrz w celu przewietrzenia się i powdychania świeżego powietrza. Poszłam w kierunku plaży przy której stał dom weselny, ale w połowie drogi zatrzymał mnie Gerard. Jebało od niego dużą ilością wódki, jednakże widać po nim było, że wie co się dzieje. Jakoś się trzymał. Zachwiałam się, a on nawet zdążył mnie przytrzymać. Chyba byłam bardziej pijana od niego.
- Co tutaj robisz, chłopcze? - Zapytałam uwodzicielsko.
- Chodzę. A ty, kochanie?
- Skłamałabym mówiąc, że cię szukałam, ale nie skłamię mówiąc, że mam na ciebie ochotę, ogierze - powiedziałam to i wpiłam się ustami w jego.
Całowaliśmy się, a jego ręce szły pod moją sukienkę, która była w opłakanym stanie. Jedną dłonią zjechałam w dół aż do jego krocza i tam się zatrzymałam. Na moment przestaliśmy się całować. Pique rozejrzał się po okolicy i wymruczał mi do ucha:
- Chodźmy się kochać do pokoju dla gości. Tu nas mogą zauważyć.
Jak powiedział Geri, tak się stało. W mniej niż pięć w minut leżałam naga pod nim, a ten tylko mnie całował po piersiach. Potem schodził niżej i niżej, a ja myślałam, że zwariuję z podniecenia. Poprosiłam go grzecznie, żeby wrócił do poprzedniej pozycji i wtedy krzyknął ''No to dziki seks!'' i zaczęło się.
Najprzyjemniejsza noc w moim życiu... Pomijając fakt, że dzień później o niczym nie pamiętałam, ale jak obudziłam się naga, wtulona w Pique nie ciężko było się domyśleć. Boże, ale ja głupia. Dlaczego do tego dopuściłam?
~*~
Dopiero trzy miesiące od ślubu Andreasa. Z powrotem pojawiłam się w Barcelonie, ale tym razem na krótko. Zatrzymałam się u Esterelli i Ibrahima, którzy dowiedziawszy się o mojej przyczynie przyjazdu do Katalonii, szczerze mi współczuli.
- Co jeśli Gerard się nie zobowiąże? - Zapytał Ibi. Tego się bałam.
- Wtedy moje życie posypie się w gruzach i zostanę sama na lodzie, bo kto mnie przygarnie? Sama też nie dam rady! Moja mama i ojciec Andreasa mnie wyśmiali, mój ojciec nie żyje, a sam Andreas nie weźmie mnie do siebie przez Anę i dziecko.
- Boże, Ibi! - Esterella się zdenerwowała na swojego chłopaka. - Nie wydaje mi się, żeby Geri był taki głupi. Na pewno pomoże. Z resztą nie gdybajmy. Jedź do niego i wytłumacz całą sytuację.
- Taki mam zamiar - powiedziałam i wzięłam swoją torebkę. - Wrócę pewnie wieczorem.
- Nie chcesz może, żebym z tobą pojechała? - Upewniała się.
- Nie, ale dziękuję za dobre chęci. Poradzę sobie z tym wielkoludem.
Droga do mieszkania Pique zajęła mi ponad godzinę. Korki w Barcelonie... Dawno tego nie czułam i raczej nie tęskniłam za tym. Już prędzej za centrami handlowymi. A co do nich, to niedługo przydadzą mi się zakupy. Będę gruba w cholerę.
Nie powiem. Gerard był strasznie zaskoczony moją obecnością, ale z drugiej strony tak jakby się cieszył. Gerard cieszył się moim przyjazdem? Halo, tutaj Ziemia. To nie jest normalne, o nie!
- Cześć Inés. Co cię sprowadza do mnie? - Powiedział uśmiechnięty. - Tęskniłem za tobą! Chcesz coś do picia lub do jedzenia?
- Cześć... Nie dziękuję, ale ty przygotuj sobie jakieś zioła na uspokojenie, bo to co mam ci do powiedzenie wstrząśnie tobą jak i mną tydzień temu.
- Rozumiem, że to ważne? I jestem ciekaw dlaczego chcesz powiedzieć to właśnie mi, ale pewnie dowiem się w trakcie rozmowy. Usiądź w salonie, a ja zaraz wrócę.
Gerard zniknął za drzwiami do łazienki i chwilę potem wrócił. Czekał na to, aż opowiem o co mi chodzi i ciągle zadawał zbędne pytania. Ja się bałam mu powiedzieć wszystko wprost. Zdawałam sobie sprawę jak może zareagować, choć niekoniecznie. Mógł się zdenerwować, wybuchnąć agresją, załamać się lub przyjąć to spokojnie do siebie i zrobić co należy, czyli wziąć odpowiedzialność na swoje barki.
- Tamta noc na weselu Andreasa... Nie wiem dlaczego poszłam z tobą do łóżka, bo niczego nie pamiętam... Kochaliśmy się bez zabezpieczenia? - Pique przytaknął cicho. Chyba nawet domyślił się o co chodzi. - Przez resztę pobytu w Barcelonie nie zauważyłam niczego podejrzanego, bo nie wypadał mi okres... Dopiero na Ibizie zorientowałam się, że coś jest nie tak. Potem zaczęły się mdłości i czułam się jak na kacu. W głębi duszy wiedziałam, że coś jest nie tak, chociaż kiedyś też mi się tak okres spóźniał, a dolegliwości przypisałam do wirusa. Dwa tygodnie temu przepadł mi trzeci okres. Poszłam do lekarza zbadać czy może nie stało się coś. Na UZG wyszło, że jestem w trzecim miesiącu ciąży. Jestem w stu procentach pewna, że to twoje dziecko. Nie spałam z nikim od tamtej pory. Ani długo przed tym wydarzeniem. Przyjechałam do Barcelony, żeby powiedzieć ci to prosto w oczy. Wiesz, że Andreas mi nie pomoże. Zostaniesz ojcem. Chciałabym cię prosić o jakąkolwiek pomoc. Cokolwiek to będzie, będę wdzięczna. Sama nie dam rady wychować dziecka.
Do oczu Pique napłynęły łzy. Co dziwniejsze łzy szczęścia. Podszedł do mnie, mocno przytulił, pocałował co mnie zaskoczyło i obiecał, że będzie najlepszym ojcem na tym świecie. Zobowiązał się bez żadnych zbędnych pytań. Od razu poprosił, żebym z nim zamieszkała. Nie byłam do niego przekonana, bo tak naprawdę nie kochałam go z początku. Nauczyłam się go kochać dla naszego dziecka. Jak okazało się po porodzie - córki. Nazwaliśmy ją Maya Inés Pique. Niedługo po tym Gerard oświadczył mi się. Przyjęłam oświadczyny tylko ze względu na Mayę. Zajmowałam się naszą córką, kiedy on organizował kameralny ślub ze chrzcinami dla małej. Niesamowite uczucie. Być matką i żoną. A to tylko zasługa Iniesty i jego zabawy z korupcją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz