środa, 26 grudnia 2012

7. Ibrahim Afellay - Toksyczna miłość.



   W grudniu wyjechałem do mojego rodzinnego Utrechtu. W końcu mogłem odpocząć od ciągłych meczów w Schalke 04. Stęskniłem się za mamą, Fatimą, Halimą, Samirem i Alim. Nie wiedzieli, że miałem przyjechać, chciałem zrobić niespodziankę mamie. Jechałem jak szalony, żeby jak najszybciej dotrzeć do holenderskiego miasta. Dojechałem nad ranem, więc miałem pewność, że nie zobaczą mnie przez okno.
   Przed blokiem zobaczyłem koleżankę moich sióstr - Alice z jakąś dziewczyną. Pamiętam jak kiedyś podkochiwałem się w niej, ale później wyprowadziła się do Paryża i przyjeżdżała tu tylko w wakacje do dziadków. Ostatnio widziałem ją kilka dobrych lat temu; nic się nie zmieniła. Jej koleżanka przykuła moją uwagę, była wysoka i miała wyraziste, piękne rysy twarzy.
   - Ibi? - Zwróciła się do mnie Alice, kiedy zauważyła, że patrzę  w jej stronę. - Kopę lat. Co tam u ciebie?
   - Wszystko po staremu - podszedłem i uśmiechnąłem się.
   - To moja przyjaciółka Veronica - przedstawiła ją w języku angielskim, więc ów dziewczyna zapewne nie była Holenderką. - Veronica, to mój kolega z dzieciństwa - Ibrahim.
   - Czy ty przypadkiem nie jesteś piłkarzem Barcy na wypożyczeniu w Schalke 04?
   - O proszę, znasz się na piłce? - Zaimponowała mi tym, że wiedziała kim jestem. Po jej akcencie zgadywałem, że jest Francuzką.
   - Powiedzmy, że tak. Weekendy spędzone z moim chłopakiem przed telewizorem oglądając piłkę tak skutkują. - A więc była zajęta, szkoda.
   Pożegnałem się z dziewczynami. Mama już nie spała. Miała wielką niespodziankę, kiedy tylko mnie zobaczyła. W domu oprócz mamy był tylko Samir. Od razu opowiedziałem jemu o poznanej chwilę wcześniej Veronice. Byłem nieźle podniecony na samą myśl o długonogiej brunetce. Brat powiedział mi, żebym spróbował do niej zarywać i mniejsza, że ma chłopaka.
   Wieczorem wyszedłem do baru nieopodal. Zamówiłem sobie piwo i wzrokiem próbowałem zlokalizować wolny stolik. Przy stoliku w kącie zauważyłem samotną Veronicę, więc postanowiłem się przysiąść.
   - A Alice gdzie zgubiłaś?
   - Jest zajęta swoim narzeczonym. Przyjechałam tutaj, bo będę świadkiem na jej ślubie, miałam jej pomóc z dopięciem wszystkiego na ostatni guzik, bo za tydzień już ślub, ale widocznie wcale nie jest potrzebna. Nie znam Utrechtu, bo w Holandii byłam tylko raz i to w stolicy, więc daleko nigdzie nie pójdę. Myślę, że przesiedzenie nocy w tym barze będzie bardziej interesujące niż słuchanie ich orgazmów zza ściany - wyżaliła mi się.
   - Przejmujesz się - uśmiechnąłem się pocieszająco. - Może powinnaś z nią o tym porozmawiać?
   - Próbowałam, ale lata zabiegana, nie ma na nic czasu.
   - Jeśli dasz sobie pomóc, to ja z chęcią...
   - Mam chłopaka - przerwała mi.
   - Którego z tobą nie ma - zauważyłem. - I nie sądzę, żeby był tobą przejęty, bo na jego miejscu ciągle bym dzwonił i pisał do dziewczyny, a nie zostawiał ją na pastwę losu. Nie naciskam na ciebie, ale chyba mnie rozumiesz.
   Dziewczyna przyglądała mi się chwilę czy przypadkiem sobie z niej nie żartuje, a potem się zgodziła. Wyszliśmy z baru i skierowaliśmy się do najbliższego hotelu, gdzie wynająłem nam pokój. Przez pierwsze pół godziny chodziła po pokoju i zastanawiała się czy robi dobrze. Nie odzywała się do mnie, chociaż wiedziałem, że ma ochotę na mnie. Przygryzała dolną wargę i wodziła po mnie wzrokiem. Siedziałem na brzegu łóżka, a Veronica w końcu siadła okrakiem na moich kolanach i delikatnie musnęła w usta.
   - Nikt nie może się dowiedzieć o tym co zaraz się stanie - szepnęła mi do ucha.
   - Spokojna głowa - odpowiedziałem i pocałowałem ją namiętnie.
   Rzuciłem się na nią jak zgłodniały lew. Dotykałem ją, całowałem po szyi i dekolcie. Jej przenikliwie niebieskie oczy hipnotyzowały mnie. Veronica sprawiała, że chciałem jej jak na skinienie palcem. Była niesamowicie piękna i sprawiała, że w środku coś się cieszyło. Zdjąłem z niej jej bawełnianą sukienkę i rajstopy. Ze wszystkich stron przyjrzałem się je ciału. Co na nią nie spojrzałem, to wydawała się coraz to bardziej piękna. Chwilę później przejęła inicjatywę i znalazła się nade mną, ściągając ze mnie koszulę i spodnie. Masowała mój tors i składała na nim delikatne pocałunki. Nie wytrzymałem. Zdarłem z nas bieliznę i wszedłem w nią jak najdelikatniej potrafiłem. Nie spodziewałem się jednego, ale w sumie nie pytałem jej o to - była dziewicą. Nie mam pojęcia, dlaczego w takim układzie zgodziła się na seks, ale przestałem zaprzątać sobie tym głowę i zacząłem poruszać się w niej.

~*~

   Rano obudziłam się w pustym łóżku. Najpierw pomyślałam, że to sen, ale byłam naga, a ja nigdy nie sypiam nago. Podciągnęłam się na łokciach i zobaczyłam ten sam hotelowy pokój, w którym wczoraj znalazłam się z Ibrahimem. Kilkakrotnie wymówiłam jego imię, lecz odpowiedziała mi cisza. Zaczęłam zastanawiać się czy przypadkiem sama nie przyszłam do hotelu i czy ta noc nie przyśniła mi się - taka fantazja erotyczna, ale w kroczu czułam delikatne pieczenie, co stawiało mnie coraz bardziej przy fakcie straceniu dziewictwa z obcym facetem.
   Ubrałam się w to co miałam na sobie poprzedniego dnia. Na stoliku stała jeszcze ciepła kawa, a obok leżała karteczka z informacją, iż pokój jest zapłacony i podziękowania za miło spędzoną noc. Byłam zła na siebie, bo to było niczym zwykłe wykorzystanie mnie w celu jego zaspokojenia. Jaka byłam głupia, że zgodziłam się na tą noc. Zdenerwowana wybiegłam z hotelu i skierowałam się do bloku, gdzie mieszała zarówno Alice jak i Ibrahim. Nie chciałam go spotkać, a na myśl o tym chamie do oczu napłynęły mi łzy.
   - Veronica! - Alice na mój widok uspokoiła się, ale potem zobaczyła w moich oczach łzy. - Gdzie byłaś, co się stało? - Wypytywała przyjaciółka.
   - Nie będę przy nim mówiła - popatrzyłam na narzeczonego Alice, Klaasa, który jak na zawołanie wyszedł z mieszkania, żebym spokojnie mogła porozmawiać z Al. - Co za cholerny fiut! - Wydarłam się, kiedy byłyśmy już same.
   - Kto?! Co się stało? - Ponowiła pytanie. - Ver, proszę cię, nie oszukuj mnie, bo i tak ci się nie uda.
   - Wczoraj spotkałam Ibrahima. Byłam tak podminowana, że poszłam z nim do łóżka. Rozumiesz to?! Ja! Myślałam, że nie będzie źle, ale rano obudziłam się sama, a na stoliku leżała karteczka z podziękowaniami za noc - rozpłakałam się. - A na dodatek byłam lekko pijana i nawet nie wiem czy się zabezpieczyliśmy. Nie pamiętam połowy nocy.
   - Chryste, broń. Kochanie, nic ci nie będzie. Załatwię wszystko co się da - pocieszała mnie. - Jakbym wiedziała, że masz takie zamiary, to bym cię powstrzymała. Ibrahim szuka przygód na jedną noc, dlatego wciąż nie ma żadnej dziewczyny. Jak miałam piętnaście lat to też próbował mnie przelecieć, ale na szczęście wyprowadziłam się wtedy do Paryża.
   - Ale co jak będę w ciąży?! Co będzie wtedy ze mną i Charlesem? Ja go kocham, Al...
   - Tyle razy ci powtarzałam: co z tego, że go kochasz, jak on ma cię tylko za kurę domową? On cię nie kocha - zaakcentowała ostatnie zdanie.
   Rozpłakałam się i położyłam na kanapie. Nie miałam sił na żadne rozmowy, żadne kazania. Chciałam zapomnieć, ale to było niemożliwe. Czułam się okropnie. Jak dziwka. A przecież nią nie byłam.

   W dniu ślubu Alice, dowiedziałam się, że zaprosiła Ibrahima; a właściwie Klaas go zaprosił. Byłam zła, bo wiedziałam, że ten kutas przyjdzie na sto procent. Nie robiłam jeszcze testu ciążowego, bo bałam się pozytywnego wyniku. Gdzie nie poszłam, czułam na sobie jego wzrok. Wiedziałam, ze gdybyśmy zostali sam na sam, on znów by ,,zaatakował ’’ i spróbował się do mnie dobrać.
   - Hej, Vera - zaczepił mnie pan młody. - Alice pyta czy mogłabyś przynieść trochę wody z kranu do dzbanka, bo bukiet jej zaraz zwiędnie.
   - Jasne, już idę - uśmiechnęłam się.
   Poszukałam na kuchni jakiegoś dzbanka i poszłam do toalety, skąd nalałam wody. Schylając się do kranu, poczułam czyjeś ręce na moich biodrach. Przestraszyłam się.
   - Dlaczego się nie odzywałaś? - Usłyszałam głos Ibrahima. Nie odpowiedziałam na to pytanie. - Przecież zostawiłem ci mój numer na kartce.
   Starałam się nie zwracać na niego uwagi. Chciałam wyjść, a zagrodził mi przejście.
   - Nie podobało ci się? Bo ja miałem wrażenie, że byłaś zachwycona - zabrał ode mnie dzbanek i przycisnął do ściany. Podciągnął moją sukienkę i dotykał mnie w okolicach krocza. Nie powiem, podniecał mnie, ale był też zwykłym chamem. - Jesteś cała mokra. Widzisz jak na ciebie działam?
   - Zabierz ze mnie ręce - powiedziałam przez zęby. - Jesteś zwykłym prostakiem jak każdy inny. Tylko, że każdy inny nie zostawiłby mnie po wspólnie spędzonej nocy.
   - Och, dlatego tak się na mnie wściekasz. Nie znasz mojej matki, musiałem być zanim wstanie - próbował się wykręcić, przy okazji zsunął sukienkę z moich ramion i całował mnie.
   - Wydawało mi się, że jesteś dorosły i możesz decydować sam za siebie - próbowałam go odepchnąć, ale był ode mnie silniejszy.
   Zostawił mnie na chwilę i zamknął drzwi do łazienki. Teraz dopiero zaczęłam się go bać. Wrócił do mnie i ręką powędrował pod moją sukienkę, zdejmując ze mnie majtki. Włożył we mnie dwa palce, doprowadzając mnie do obłędu, którego nie mogłam po sobie pokazać, jednak wiedziałam, że nic nie wskóram, a on i tak zrobi to co sobie zaplanował.
   Posadził mnie na umywalce i wszedł we mnie z wielkim przekonaniem nad jego górowaniem nade mną. Robił to jak dzikie zwierze, a ja czułam jak plecy zaczynały mnie boleć od jego dość sporego przyrodzenia. W myślach podziękowałam Bogu, że łazienka jest dźwiękoszczelna i nikt nie usłyszy tego co się działo. W oczach miałam łzy, ale podniecenie było tak wielkie, że zamiast się zamknąć i  udawać bezradną, przyciągnęłam go bardziej do siebie i wydawałam jęki rozkoszy i bólu jednocześnie. Ibrahim doszedł chwilę po mnie, a ja zdałam sobie sprawę, że tym razem naprawdę stało się to bez zabezpieczenia.
   Usiadłam w kącie łazienki, podkuliłam nogi do brody i zaczęłam płakać, a Ibrahim jak nigdy nic wziął dzbanek (pewnie słyszał, że to Alice prosiła wodę) i wyszedł. Niedługo później przyjaciółka znalazła się przy mnie wraz ze swoim mężem.
   - Veronica? - Potrząsał mną Klaas. - Co ci zrobił Ibrahim?
   - Nie wiem jak to nazwać. Gwałtem? Może nie do końca. Nie chciałam tego, ale mimo wszystko i tak nie reagowałam, a wręcz dawałam częściowe znaki, że może kontynuować.
   - Boże kochany - Alice zaczęła płakać ze mną. - Historie lubią się powtarzać...
   - Co masz na myśli? - Zapytał Klaas.
   - Tydzień temu Ibi zrobił jej podobną rzecz. Chciała pójść z nim do łóżka, ale zostawił ją potem niczym ulicznicę.
   Klaas stanął po mojej stronie. Byłam im wdzięczna. Powiedziałam jeszcze, że najprawdopodobniej czy tego chcę, czy nie, będę w ciąży. Obiecali nikomu nic nie mówić i pomóc w razie potrzeby.

   Od razu po ślubie wróciłam do Paryża i na prośbę Alice i jej męża, zerwałam z chłopakiem, żeby nic się nie wydało. Za ich pomocą zamieszkałam w starym mieszkaniu przyjaciółki i w spokoju wróciłam studia, które tego samego roku kończyłam. Żyłam pełnią życia, nie umawiałam się z nikim, nie chodziłam na imprezy. Zaczęłam o siebie dbać, no i potem jak już wiedziałam, że jestem w ciąży dbałam o dzidziusia, którego pokochałam, chociaż nie planowałam zajścia w ciążę z obcym facetem. Nie chciałam, żeby ojciec dziecka się o tym dowiedział.
   Do porodu nie chciałam wiedzieć czy to będzie chłopiec czy dziewczynka, ale już na początku zadecydowałam, że jeśli to będzie chłopiec dam mu na imię Oliver, a jeśli dziewczynka, to będzie Nicole.
   Po pierwszym trymestrze zaczęłam dekorować pokój dla dziecka w stylu oryginalnym, żeby mogło być zarówno dla dziewczynki jak i dla chłopca. Alice i Klaas jako przyszli rodzice chrzestni pomogli mi w zakupie mebelków i zabawek.
  
   W połowie sierpnia urodziłam Nicole, ważącą niecałe trzy kilogramy. Była śliczna. Lekarze z paryskiego szpitala przeszli samych siebie; robili wszytko co w ich mocy, ponieważ mała urodziła się z małą wadą serca. Kazali się nie martwić, ponieważ da się ten stan opanować, ale musieli zrobić jej wszystkie badania, aby upewnić się, że będzie mogła samodzielnie funkcjonować, bo zabraniu do domu.

~*~

   Tuż przed umownym powrotem do Barcelony F.C. wyjechałem na tydzień do Utrechtu. Na mojej drodze staną Klaas, mąż Alice, więc postanowiłem się go zapytać o Veronicę, za której ciałem bardzo tęskniłem i gdybym mógł, to cofnął bym się w czasie, żeby jeszcze raz móc się z nią kochać.
   - Cześć Klaas!
   - O, cześć - facet był w nadzwyczajnie dobrym humorze.
   - Co ty taki zadowolony? Pewnie dziecko ci się urodziło, co? - Od ich ślubu niedługo miało mijać dziewięć miesięcy, więc to normalne, że Alice mogła począć dziecko.
   - Tak, ale tylko chrzestne.
   - Wow, komu się urodziło? - Znam Klaasa jeszcze ze szkoły, wszystkich znajomych mieliśmy wspólnych, więc ciekaw byłem kto doczekał się pociechy.
   - Veronica - powiedział, a potem zbladł na twarzy. - Och kurwa...
   W mojej głowie od razu zapaliło się czerwone światełko. Jak to Veronica jest w ciąży?! Na mojej twarzy pojawił się niepokój, bo zdałem sobie sprawę, że przecież ja i Veronica... Dziewięć miesięcy temu...
   - To-o-o-o mo-o-oje dzie-e-ecko? - Jąkałem się.
   - Teraz już za późno, żebym kłamał, a miałeś się tego nie dowiedzieć. Tak, twoje dziecko - powiedział Klaas i chciał odejść, ale nie pozwoliłem na to.
   - Daj mi namiary na Veronicę.
   - Nie mogę.
   - A co byś zrobił jakbyś był na moim miejscu?!
   - Nie wiem, ale wiem, że Veronica poradzi sobie z Nicole. Ma wsparcie wśród przyjaciół, a ty nim nie jesteś.
   - Klaas, daj spokój. Znasz mnie do zawsze! Jestem ojcem, mam prawo znać własne dziecko.
   Holender nie chętnie dał mi adres Veronici. Zadzwoniłem do matki, oznajmiłem jej, że nie mogę przyjechać i udałem się w podróż do Paryża.
   W budynku był portier, więc musiałem zapytać go o numer drzwi dziewczyny.
   - Przepraszam - powiedziałem moim nieskładnym francuskim - pod którym numerem mieszka Veronica Blanc?
   - A pan to...?
   - Znajomy. Przyjechałem w odwiedziny.
   - Pierwsze piętro, mieszkanie po prawej.
   - Dziękuję.
   Poszedłem pod wskazane drzwi i zapukałem.

~*~

   Nikogo się nie spodziewałam, więc gdy usłyszałam pukanie do drzwi byłam zdziwiona, bo przecież portier nie wpuszcza byle kogo. Położyłam Nicole do łóżeczka i poszłam otworzyć drzwi. Osoba, która stała na progu moich drzwi sprawiła, że przeszły mnie ciarki.
   - Skąd masz mój adres? - Powiedziałam, rozglądając się po klatce czy jest sam, czy z eskortą.
   - To najmniejszy problem w tym momencie - nawet nie zapytał czy może do środka, tylko wszedł i nic sobie z tego nie zrobił. - Gdzie jest moja córka?
   - O co ci chodzi?
   - Słuchaj panno ,,nie mówmy ojcu mojego dziecka, że ma dziecko’’: przede mną się nic nie ukryje, a to co zrobiłaś jest głupie i nieodpowiedzialne.
   - Ty jesteś głupi i nieodpowiedzialny. To wszystko twoja wina! Chciałeś zaspokoić się i nie zważałeś czy masz gumki, czy nie, a potem miałeś wszystko w dupie.
   - Mam prawo widywać się z córką!
   - Nie drzyj się, ćwoku. Ona ma chore serce, chcesz ją całkiem stracić?
   - Pokaż mi ją - zażądał.
   Nie miałam takiego zamiaru, ale zaprowadziłam go do pokoju małej, żeby mógł z nią chwilę pobyć. Postanowiłam, ze ustalę mu terminy widywania, a jak nie będzie mógł w danych datach, to już jego problem.
   Patrzyłam jak ją przytulał. Jak na takiego buraka, był czuły i ostrożny.
   - Mam takie samo prawo do niej jak i ty - mruknął, oddając mi ją do karmienia.
   - I co w związku z tym? Hm? Proszę bardzo, możesz przyjeżdżać raz na kilka miesięcy - powiedziałam bez większego entuzjazmu.
   - Myślisz, że to w porządku wychowywać dziecko bez ojca? Mój umarł, gdy byłem mały i zrobiłbym wszystko, żeby wrócił. Nicole też potrzebuje ojca.
   - No i co? Ja w ogóle nie mam rodziców, bo zginęli zaraz po moim porodzie. Wychowywała mnie babcia i pomimo, że chciałabym poznać rodziców, to babcia mi zawsze wystarczała.
   - A może Nicole nie wystarczy tylko mama, nie pomyślałaś?
   - A może zadecyduje już, kiedy dorośnie? - Kłóciłam się z nim.
   - Jesteś okrutna. Zamieszkaj chociaż w Barcelonie, żebym mógł ją częściej widywać.
   - W dupie mam twoje widywanie. Nie wyprowadzę się z Paryża, bo ty tak chcesz.
   - Skoro dziecka ma dwojga rodziców, to niech tak zostanie.
   - Nie przekonasz mnie - położyłam małą spać i zamknęłam za nami drzwi.
   - Pewna jesteś? - Zapytał, podszedł i pocałował mnie namiętnie.
   Wiedziałam, że szaleję za nim jak głupia, ale był debilem.
   Znowu zaczynało się to samo, ale pragnęłam tego, pragnęłam jego. Po dziewięciu miesiącach wiedziałam jaka jest prawda. Mogłam go nienawidzić ile wlezie, ale byłam w nim zakochana. Toksyczna miłość. Kocham kogoś kogo nie powinnam.
   Pozwolił mi przejąć inicjatywę. Rzuciliśmy się na moje łóżko, zdjęłam z siebie szorty i top. Dobrałam się do jego rozporka, zrzuciłam z niego ubrania, potem on przewrócił mnie na plecy i był nade mną, cały czas całując mnie w usta i jedną ręką błądząc po moim kroczu.
   - Widzisz, znów jesteś morka - zaśmiał się i zaczął całować moje piersi.
   Chciał we mnie wchodził, ale przerwałam mu na chwilę.
   - Gumka - powiedziałam tym razem.
   Zabezpieczeni zaczęliśmy naszą historię bez końca. Toksyczną miłość...



xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

   Cóż mam powiedzieć? Dawno nie dodawałyśmy partów, ale wzięło mnie na Ibrahima, a nie chciałam zaczynać kolejnego bezsensownego opowiadania, więc skusiłam się na one shota. 
   Ocenę pozostawiam Wam.

Zuza xox